Na tym blogu zamieszczę jedynie prolog historii przeklętego przez swoje pochodzenie dziewczęcia, Narumi.
Prolog
Dziewczyna stoi na korytarzu szkolnym. Torbę przewiesiła przez ramię. Stoi. Po prostu stoi i obserwuje. Głowę ma spuszczoną, grzywka zasłania jej oczy. Wbija wzrok w okno naprzeciwko i spod przymrużonych powiek bada wzrokiem ostrze kawałki szyby sterczące z ramy. Robi krok do przodu i czuje, że coś mokrego chlapnęło jej na nogę, ale nie zwraca na to uwagi. I tak cała jest już umazana tą gęstą cieczą w pięknym, szkarłatnym kolorze. Powoli idzie do przodu manewrując tak, by nie nadepnąć żadnego z uczniów leżących teraz bez życia na podłodze szkolnego korytarza na drugim piętrze. Dziewczyna idzie teraz przez korytarz w stronę najbliższych drzwi na parter, a wiatr z rozbitego okna rozwiewa jej różowe włosy. Oprócz podmuchów wiatru w szkole panuje idealna cisza. W końcu to sezon wycieczkowy. Różowowłosa podchodzi do ściany i opiera się rękami o szczątki kolejnego z okien. Kawałek szkła wbił jej się w rękę. Wtedy jakby coś się zmieniło. Dziewczyna patrzy na swoją rękę, a następnie odwraca wzrok w stronę stosu ciał. Otwiera szerzej oczy, zakrywa usta dłonią, jakby zbierało jej się na wymioty. Szybko odwraca się w stronę schodów i zbiega na dół. W połowie potyka się i stacza na dół, ale to jej nie powstrzymuje. Podnosi się i biegnie do drzwi wyjściowych. Dosłownie wypada przez nie i biegnie dalej. Nie ogląda się za siebie. W połowie drogi do wyjścia z terenów szkolnych zatrzymuje się, lecz tylko po to, by zwymiotować, podnieść się i biec dalej. Wkrótce maleje i zupełnie znika z pola widzenia...
Ciąg dalszy nastąpi (może)...
Wow *.*
OdpowiedzUsuń